Sunday, June 07, 2015

Zmiana planu

Doszłam do wniosku że jednak podróżowanie z psami w temperaturach powyżej 30 stopni C samochodem bez klimatyzacji byłoby barbarzyństwem. Wczoraj było u nas 37 C. Psy w ciągu dnia siedzą pod krzakami o ogrodzie albo w łazience pod prysznicem - tam jest najchłodniej. Oli nigdy jeszcze nie był tak łysy jak obecnie - zrzucił cały podszerstek i chyba wszystko co mógł. Jest teraz chudziutki. Lola nie ma podszerstka i ogólnie lepiej znosi upały.

Właściwie to mnie tak te upały strasznie nie dokuczają (po pierwszym tygodniu trochę się przyzwyczaiłam). Jest gorąco i sucho (zwłaszcza w nosie) ale lepiej funkcjonować w takiej suszy jednak niż w gorącu i wilgotności (jak np. w Nowym Jorku lub Bangkoku). Chociaż Ludmiła i tubylcy mówią że prawdziwe gorąco dopiero nadchodzi tzn. że w nocy temperatura nie spada. To może być rzeczywiście męczące. Teraz widzę dokładnie powód dla którego domy są tutaj budowane tak że przypominają twierdze (nazywają się rzeczywiście "Bastide"): grube kamienne mury z malutkimi oknami i ciężkimi okiennicami. Faktycznie jak taki dom jest zamknięty okiennicami to trzyma chłód. Zwłaszcza piwnica więc wiele domów ma tzw. letnie kuchnie czyli kuchnie w suterenie lub piwnicy i tam toczy się życie mieszkańców latem. Moi gospodarze mają taką kuchnię i teraz właśnie tam przenieśli gotowanie i jedzenie. Tak więc tubylcy siedzą pozamykani w domach a życie toczy się wieczorem i na wieczór przygotowano pełno wszelakich kulturalnych rozrywek. Korzystają z nich tubylcy którzy nie wyjechali do letnich nadmorskich rezydencji oraz turyści i obsługa turystyczna, a także rolnicy. Moi pacjenci wyjeżdżają na lato w chłodniejsze rejony. Jesienią znowu będą krążyć między Langwedocją i Paryżem a na zimę przeniosą się do Paryża. Takie to tutaj są wędrówki ludów.

Fajne jest to, że poza Carrefourrem (w okolicy nie ma żadnych centrów handlowych, to jest super) nigdzie nie ma klimatyzacji. Poprostu trzeba się dostosować do temperatury i koniec. Właściwie to klimatyzacja w samochodzie jest potrzebna tylko dla piesków. A tak można otworzyć okna i chłodzić się gorącym wiatrem :) oraz upajać zapachem ziół.

Moi gospodarze sprzedają swój dom i przenoszą się do Nimes we wrześniu. Tak więc musiałabym szukać nowego domu. Ponieważ mniej jest pacjentów latem stwierdziłam że ja też wykorzystam moją letnią rezydencję (chociaż jest to 10m2 zabudowań i chaszcze) w lipcu i sierpniu, a we wrześniu przeniosę się do Paryża żeby zeksplorować północ Francji i ocenić czy to północ czy południe jest dla mnie ciekawsza do zamieszkania na stałe. Znalazłam pracę jako nauczyciel angielskego (będę uczyła dzieci) bo zdaję sobie sprawę że Paryż to drogie miasto i zanim sława akupunkturzysty i zielarza się rozniesie ;) muszę mieć jakiś stały dochód. W sierpniu pojadę na przeszkolenie (mają własny program według którego uczą) i poszukać domu na peryferiach. Ze względu na psy musi to być dom z ogródkiem tak jak tutaj - ogródek to święta rzecz. Tak więc jeżeli chcecie mnie odwiedzić w tym cudownym miejscu w którym jeszcze jestem, to zapraszam, a jeżeli nie zdążycie, to wpadnijcie do Wisełki a do Francji w przyszłym roku.

W ostatnim czasie poznałam kilku bardzo interesujących ludzi. Poznałam parę która sprzedaje odzież damską na targu w Uzes, własnego projektu i produkcji. Są to podróżnicy którzy ze swoich podróży przywożą materiały i inspiracje które wykorzystują do tworzenia swojej kolekcji. Mieszkają pod Avinionem. Jak podróżnik trafi na podróżnika to ciężko się rozstać tyle jest do przegadania. Poznałyśmy z Ludmiłą parę z Oakland w Nowej Zelandii (oryginalnie z RPA) która przyjechała do Audabiac w poszukiwaniu domu - zamierzają się osiedlić w okolicy Uzes. Poznałam też Alexię (Belgijka) która mieszka we wsi obok La Bruguiere. Mieszkała w Madrycie a teraz przeniosła się na jakiś czas do domu rodziców którzy obecnie mieszkają w Kongo. Kolejny podróżnik i kolejne rozmowy, również na spacerach z psami bo Alexia ma fajną suczkę Juno. Następna niezwykle ciekawa osoba to Benedictine która prowadzi sklepik ze starociami w wiosce niedaleko Uzes. Wcześniej mieszkała w Niemczech i innych krajach. W tej samej wsi poznałam Matthieu który maluje, robi witraże i wszelakie inne formy artystyczne. I znowu wiele rozmów. Wczoraj nad rzeką poznałyśmy z Ludmiłą fantastyczną grupkę młodych ludzi złożoną z Włochów którzy przyjechali popracować przy zbiorze moreli oraz Brazylijczyków którzy mieszkają i pracują od kilku lat w okolicach Avignonu. Brazylijczycy są zakochani we Francji i niezwykle radośni. Ten ostatni miesiąc był miesiącem wielu spotkań i niezwykle naładował mnie energią. Uwielbiam środowiska emigrancko-expatriacko-podróżnicze. To jest to, co najbardziej lubiłam w NY i czego najbardziej brakowało mi w Poznaniu. Polska to kraj monotematyczny, monoreligijny, monoorientacyjny, jednokolorowy. Oczywiście wszystko ma swoje dobre i złe strony. Dla mnie jednak spotkania z ludźmi z różnych zakątków świata są fascynujące. W sobotę robimy z Ludmiłą kolację i będzie to kolacja multikulturowa bo zaproszeni będą goście wszelakiej maści, pochodzenia, orientacji, itd. czyli będzie tak jak w NY: kolorowo i twórczo. Myślę że w Paryżu będzie podobnie. Już poznałam kilkoro znajomych Ludmiły i Richarda (z Beninu i Tunezji) którzy  mieszkają w Paryżu więc jest to początek kolorowych kolacji. I znowu, tak jak wczoraj, będziemy mówić po angielsku, francusku, hiszpańsku, włosku. Na końcu takiego wieczoru jest tak że zaczynam mówić do kogoś w języku którym akurat ten ktoś nie mówi. W głowie jest potem galimatias.

No i z tego powodu też zatrzymam działkę w Wisełce - można tam będzie urządzać zloty znajomych z całego świata. Jest to dobre miejsce na takie zloty bo jest długa i szeroka niezatłoczona plaża na której można przesiadywać i biesiadować.

Tak więc plan na lato, jesień i zimę jest.

Pozdrawiam wszystkich i ściskam.

0 Comments:

Post a Comment

<< Home