Saturday, March 21, 2015

Staroci cd

W zeszłą sobotę pojechaliśmy z kolei z Richardem i Jitką (właścicielką Domaine D'Audabiac, o czym wspominałam wcześniej) na targi staroci do Villeneuve les Avignon i stałam się posiadaczką dość starego (z wyglądu) stołu kuchennego oraz łóżka do masażu, a także trzech starych krzeseł z wyplatanym siedziskiem i dzbanka do herbaty (dzbanki do kawy i herbaty to moja słabość). Stół ma białe toczone nogi (obecnie mocno odrapane) i blat z surowego drewna (dość sfatygowany, ale uroczo) który jeszcze muszę pociągnąć wybielaczem żeby nabrał koloru szarego, jakby leżał długo w wodzie albo był wysmagany wiatrem i deszczem. Pod okiem Richarda dojdę do takiego koloru. Zakupiłam również preparat do, niestety, uśmiercania korników w łóżku do masażu (cóż, nie mogę dopuścić do tego żeby go zjadły a po dobroci nie chcą opuścić miejscówki... jeszcze kilka dni mają na wyprowadzkę...). Łóżko do masażu wygląda jakby przyjechało prosto z Indochin (a może służyło jako leżanka w jakiejś palarni opium w Chinach). Ma miedziane końcówki na nogach i jest tak ładnie ciemnobrązowe. Richard się zachwycił, ja również. Jitka była sceptycznie nastawiona bo ma 1,80 wzrostu i trochę jej nogi wystawały jak się na nim położyła. No ale, w przyszłości mogę je wykorzystać do dekoracji w mojej klinice a teraz będę kładła na nim niższych pacjentów, a wyższych na łóżku nowoczesnym. Richard i Jitka też zakupili różne rzeczy, wszystko upchnęliśmy do samochodu Richarda i przed wyjazdem wpadliśmy do lokalnego bistro na kawkę. Potem oni pojechali już w stronę domu, a ja jeszcze wpadłam do zaprzyjaźnionego sklepu ze starociami i kupiłam jeszcze dwa świeczniki, ojojoj. A potem jeszcze wyruszyliśmy na spacer wzdłuż rzeki, z widokiem na Avignon i mury okalające Pałac Papieski. Wieczorem w wiosce niedaleko Uzes był festiwal tańca -tango. Psy nieprzytomne ze zmęczenia zostały w domu a ja sobie skoczyłam na fajną końcówkę tego ciekawego dnia.

Dzisiaj z kolei pojechałam na wycieczkę do Montpellier. Poszwędaliśmy się z pieskami po starym mieście. Mżył deszczyk ale ludzi było sporo. Widać ze Montpellier to takie żywe miasto w którym dużo się dzieje. Ludzie wyglądali na zadowolonych i zrelaksowanych sobotnio. Zahaczyliśmy jeszcze o plażę. Pieski pobiegały za patykami i poryły w piasku. Rafa chyba wreszcie załapała że rycie jest dozwolone na plaży ale nie w ogrodzie. Zastanawiam się czy nie zmienić jej imienia na Lola. Czasami jadąc samochodem słucham jednej ze "Sjest" i jest tam taka piosenka "Mi ninha Lola" i jak leci to Rafa się bardzo ożywia i merda ogonem. Zaczełam do niej mówić mi ninha lola i regauje radośnie. Czasami nie chce czegoś zrobić jak proszę Rafę, a jak proszę Lolę to chętnie. Może więc w końcu przejdziemy na Lolę i Lola będzie bardzo grzeczną dziewczynką (niedawno znowu mnie pociągnęła i padając zbiłam sobie łokieć i kolano, grrr). Jej instynkty psa stróżującego przydały się w końcu. W okolicy Uzes okradziono ostatnio wiele domów (głównie tych, których właściciele przyjeżdżają tylko na wakacje). Ja również słyszałam jakieś podejrzane głosy któregoś dnia, Rafa wściekle rzucała się na bramę od ogrodu, a potem usłyszałam mężczyzn mówiących do siebie "tu są psy". I poszli sobie. Jakby się do nas włamali to pewnie by ich pusty śmiech zebrał ale niefajnie jest wiedzieć że ktoś obcy był bez zaproszenia. A jakby zabrali miód z pasieki pana Andrzejewskiego, który przyjechał ze mną z Poznania, to już byłaby potwarz. No więc dobrze że Lola pilnuje. Wyjaśniłam to już sąsiadom że jak szczeka to znaczy że coś się dzieje, ale w związku z tym mogą spać spokojnie bo nikt nam nieproszony nie wejdzie. Zaczęliśmy też zamykać drzwi u Ludmiły w domu. Do tej pory zawsze były otwarte. No cóż, pewnie i na tej tutaj bardzo spokojnej wsi zdarzają się ekscesy. Ludmiła pojechała z chłopcami na weekendowy narciarski zlot strażaków w Alpy a my doglądamy Tajgi i dzisiaj i jutro będziemy z nią nocować.

Dobranoc!

0 Comments:

Post a Comment

<< Home