Wednesday, December 23, 2015

Świątecznie i noworoczne życzenia

Moi drodzy przyjaciele i czytelnicy mojego bloga.

Dzisiaj znowu byłam w Świnoujściu pozałatwiać kilka spraw urzędowych. Byłam też na kawce przedświątecznej (małe espresso tu i tam to moja specjalność) i odwiedzić moją znajomą Elę która sprzedaje bezglutenowe ciasta według własnych przepisów na przedświątecznym rynku w centrum miasta. Odbyliśmy też z Olim i Lolą długi spacer po plaży, od końca Świnoujścia do Ahlbeck (uwielbiam to przekraczanie granicy albo stanie na pasie "ziemi niczyjej"). Dzień był ciepły i pochmurny. Zmokliśmy trochę. Spotkaliśmy kilkoro fajnych piesków z ich panami i paniami. Było wąchanie, bieganie i kąpiele w morzu, jak zawsze. Psiarze spacerujący codziennie po plaży to jakiś szczególny typ ludzi. Ich psy zazwyczaj ciągle machają ogonami i paszcze im się śmieją. Wracając zahaczyliśmy jeszcze o kilka sklepów żeby zrobić świąteczne zakupy. W Świnoujściu nie ma tej dzikiej bieganiny jaką obserwowałam w Poznaniu. Jest spokojnie i bezkolejkowo. To małe miasto i wszędzie jest blisko. Nie ma korków o tej porze roku. Na prom czasami są kolejki (dla niewtajemniczonych: do Świnoujścia można się dostać od strony Polski tylko promem. Świnoujście leży na wyspie Uznam, na którą można się dostać promem z wyspy Wolin). Przy promie grasują stada dzików bo ludzie rzucają im jedzenie. Dzisiaj po raz pierwszy w życiu widziałam jak młode dziki bawią się w sposób bardzo podobny do tego, w jaki bawią się psy: jeden się zaczaja, drugi go goni, potem goniony gdzieś przycupnie i ten drugi zaczyna go gonić (taka zabawa w berka). Dziki są oswojone, nie boją się ludzi. Nie boją się też Loli która je czasami obszczekuje siedząc w samochodzie (Oli czasami jej wtóruje bo przejął od niej niektóre nawyki). Na promie dzisiaj byłam pierwsza więc płynąc miałam fajny widok na wodę, na trasę jaką pokonujemy, na mewy i rybitwy, na księżyc chyba w pełni migający refleksami w wodzie, na przybliżający się drugi brzeg. Potem zjechaliśmy z promu i słuchając fajnej muzy na niemieckiej stacji radiowej (ostatnio słucham tylko niemieckich stacji żeby sobie przypomnieć niemiecki bo pewnie mi się przyda) poczułam niezwykły ekstatyczny wręcz przypływ radości. Księżyc prowadził nas cudowną drogą z Międzyzdrojów do Wisełki. Droga wije się przez mieszany las i jest piękna. Jadąc myślałam sobie jak cudownie jest żyć po prostu i rozkoszować się pięknem grudniowego wieczoru. I tego chciałabym wam życzyć w Święta i w Nowym Roku: codziennej radości życia, niezależnie od wszystkiego, od przelotnych i ulotnych smutków i radości, od zewnętrznych warunków, niezależnie od tego kogo spotykacie na swojej drodze, fajnych i niefajnych, od wszelakich wichrów i zawiei życiowych. Życzę wam tego, żebyście w każdej chwili swojego życia dostrzegli w nim piękno i radość, i pozostali ciekawi tego co też przyniesie następna chwila. Ściskam was wszystkich, moi mili, i do poczytania wkrótce!

Sunday, December 13, 2015

Przyczajony tygrys, ukryty smok

Nie pamiętam już czy pisałam o tym filmie na blogu. Oglądam go od czasu do czasu bo to jeden z moich ulubionych filmów. Obejrzałam go powtórnie. Jest w nim niezwykle dużo cudownych treści. Kultura Chin jest taka jak ten film: może być niezwykle subtelna i niezwykle okrutna. Jest stara więc mieści w sobie bardzo dużo, o wiele więcej niż młoda kultura europejska. Człowiekowi Zachodu ciężko jest zrozumieć kulturę Wschodu. Rządzi się zupełnie innymi prawami (jak kultura Aborygenów na przykład). Za to kocham tradycyjną medycynę chińską: za finezję i niezwykłe skomplikowanie które prowadzi do wielkiej prostoty. Medycyna ta jest sztuką ale równocześnie jest bardzo logiczna i podlega jasnym prawom osadzonym w doskonałej obserwacji otoczenia i człowieka żyjącego w tym otoczeniu.

Do tego film ten jest dla mnie najwspanialszym filmem o miłości, miłości prawdziwej.

Lubię dwa zdania wypowiedziane w tym filmie, które są dla mnie kwintesencją zasad którymi kieruję się w życiu:

1. "Serce pełne wiary spełnia życzenia".
2. "Obiecaj tylko, że niezależnie od drogi którą obierzesz, nie będziesz okłamywać samej siebie".

Myślę, że wszystkie nasze kłopoty w doczesnym życiu biorą się nie z warunków zewnętrznych, tylko z okłamywania samych siebie. Często robimy to nieświadomie (albo dla osiągnięcia pewnych niecnych korzyści), bo nie znamy zasad pracy nad sobą, takiej pracy jaką codziennie wykonywali i nadal wykonują ludzie Wschodu aby żyć świadomie. Praca ta zakłada techniki sztuk walk (Qi Gong, Tai Chi, Kung Fu i inne) które zakładają że głównie walczymy z naszymi wewnętrzymi demonami żeby nie zaciemniały nam obrazu samych siebie, żebyśmy jasno i wyraźnie widzieli nasze głębokie wnętrze, to kim jesteśmy, po co tu przyszliśmy i co jest naszą rolą i przeznaczeniem. Zamiast tej pracy nad sobą poprzez ćwiczenia umysłu i świadomości, my mamy gry komputerowe i wszelakie rozrywki które odgradzają nas od naszego wnętrza, bo są tylko pożywką dla umysłu (który jest tylko jednym z organów według filozofii Wschodu). Tak więc brak naszej samokontroli prowadzi do naszych nieszczęść i zamotań. A recepta na to jest taka prosta: codzienne ćwiczenia pod okiem mistrza który nie powie nam co mamy robić i nie będzie nam tłumaczył naszych zachowań. Będzie nam asystował w drodze do siebie i naszych własnych odkryć przez pokazanie nam jak panować nad przepływem energii w naszym ciele i jak odpakować naszą świadomość. Tylko że niestety takich Mistrzów na tej półkuli nie m,a a w innych częściach świata też jest to gatunek na wymarciu.


Saturday, November 14, 2015

Paryż

Dowiedziałam się o zamachach terrorystycznych i tak jak po zamachu na WTC 14 lat temu, boli mnie brzuch z tego napięcia które czuję. Nie czuję lęku (i wtedy go nie czułam) ale raczej poczucie ogromnej straty. Tak wtedy jak dzisiaj czuję fizycznie cierpienie ludzi których dotknęła śmierć bliskich. Pewnie jest też tak, że ten efekt potraumatycznego stresu tkwi w człowieku utajony i w podobnych sytuacjach wychodzi na wierzch. Jutro miałam wziąć udział w sympozjum w Paryżu na temat niepłodności z punktu widzenia chińskiej medycyny. Zmieniłam plany pod wpływem innych opcji które się dla mnie otworzyły. Opatrzność odsunęła mnie od Paryża.

Po tamtym zamachu chciałam zrozumieć co spowodowało tą nienawiść jednych ludzi do drugich ludzi, tak wielką że z zimną krwią mogą na nich polować i ich eksterminować, do tego stopnia że poświęcają swoje życie żeby tego dokonać. Przeczytałam mnóstwo gazet i publikacji z różnych krajów świata (włącznie z Aljazeerą), obejrzałam wiele programów niezależnej tv, spotkań z politykami, specjalistami wszelkiej maści, pisarzami, filozofami, itd. W tamtym czasie bardzo chciałam dać wszystkim szansę, wysłuchać obie strony, łącznie z terrorystami, żeby zrozumieć zależności i skąd się to wszystko wzięło, bo mam świadomość że to jest bardzo długi łańcuch wypadków który spowodował że ludzie są wściekli i stosują przemoc i rzeź. Ale chyba im jestem starsza, tym mniej pobłażliwa albo tym bardziej skłaniam się ku temu że są ludzie kanalie i ludzie ludzcy, i to niezależnie od sytuacji. Można oczywiście mówić że we Francji są przedmieścia biedy i nierówności społecznej, ale jaką mieli równość tam, skąd przyjechali? Może nie jest idealnie ale może nie jest tak źle, skoro nadal tam mieszkają? W TV polskiej wystąpił jakiś facet dzisiaj (organizator życia społecznego muzułmanów w Paryżu) który powiedział o terrorystach którzy wczoraj w nocy wytłukli ludzi z zimną krwią, cytuję: "oni nie byli źli, ale byli gwałtowni, bo może oni są chorzy". Nie wyglądał na przejętego. No tak, oni może są chorzy (bo ludziom zdrowym nie mieści się w głowie jak można dokonać takich czynów) ale znakomicie zorganizowani bo te ataki terrorystyczne to zawsze są niezwykle dobrze zaplanowane serie mordu. Jakbym była Paryżanką to bym takiego facia odstawiła do granicy i kopniakiem wysłała do jakiegoś kraju gdzie może tacy gwałtownicy to norma. Taki facio to facio, może nieszczególnie rozgarnięty (ale ma wpływ na wielu ludzi bo organizuje życie lokalnej muzułmańskiej społeczności) ale potem czytam wypociny jakiegoś profka z Uniwersytetu Columbia (http://www.aljazeera.com/indepth/opinion/2015/11/je-suis-muslim-151114163033918.html) i też tego nie kupuję. No bo jest różnica między naszymi europejskimi wartościami uniwersalnymi a ich wartościami (dla nich też uniwersalnymi bo chcą je uniwersalnić). Uniwersalne w tym przypadku jest dla mnie to w naszej kulturze europejskiej, że pomimo że zarobki kobiet w Europie są niższe niż zarobki facetów, to jednak kobiety po większej części mogą być w Europie tak samo autonomiczne jak mężczyźni. Prawo europejskie odnosi się uniwersalnie do mężczyzny i kobiety czyli człowieka niezależnie od płci (może nie zawsze można je wyegzekwować ale obowiązuje). Kobiety mogą głosować i mieć wpływ na politykę, mogą zajmować pozycje w strukturach państwa, mogą się uczyć i zostać nawet naukowcem, mogą być matkami jak tego chcą albo nimi nie być jak nie chcą, mogą być żonami albo nie, mogą mieć swoje pieniądze i nimi dysponować, mogą się za przeproszeniem bzykać z kim chcą i kiedy chcą i nie grozi im za to ukamienowanie (bo facetom oczywiście nigdy nigdzie pod żadną szerokością geograficzną nie grozi). Mogą być same i nigdy z nikim się nie bzykać jak takiego dokonają wyboru, a gwałt to karalne przestępstwo a nie norma. Nie muszą być obrzezane, nie są wydane za mąż wbrew ich woli, ani wypędzone z domu po śmierci męża, ani spalone z mężem po jego śmierci, ani ukamienowane z powodu zdrady, ani oblane kwasem przez zazdrosnego męża i straszone odebraniem dzieci, Nie od zawsze miały w Europie takie przywileje, musiały je wywalczyć ale zrobiły to i na tym dla mnie polega m.in. uniwersalność. I ponieważ jestem kobietą czyli pełnoprawnym członkiem społeczeństwa w Europie to nie chciałabym żeby Europa albo Świat został zalany ludźmi którzy sobie chcą tu swój szariat wprowadzać i zredukować mnie do roli maszyny do rodzenia dzieci, praczki, kucharki i sprzątaczki. Mogę być praczką i sprzątaczką ale wybór należy do mnie. W tym widzę największe zagrożenie dla naszej uniwersalnej kultury. Wkurzało mnie w Paryżu to, że w niektórych kawiarniach siedzą sami mężczyźni (Muzułmanie na pewno bo u nich kobieta przyzwoita do kawiarni nie chodzi, tylko ladacznica) i muszę te kawiarnie omijać z daleka i czuję się źle, no bo jestem u siebie, w mojej kulturze więc czemu mam się czuć głupio gdybym chciała w tej kawiarni wypić kawę i poczytać gazetkę. Taka prosta rzeczy a co tu dużo mówić o innych, grubszych. No więc z wiekiem robię się coraz mniej tolerancyjna. Lubię społeczeństwo wielokulturowe. Interesuje mnie inna kultura, jej zwyczaje, historia, medycyna, itd. Kiedy jestem w Indiach, w Maroko albo na Katarze, to noszę długie spodnie, tunikę z długim rękawem i nie siadam w kawiarniach. Jeżdżę w przedziałach dla kobiet. Nie noszę biżuterii, nie maluję się. Jak trzeba to burkę też mogę założyć. Stosuję się do tamtejszych zwyczajów bo wiem że to są zwyczaje tamtejszej kultury. Jeżeli ci którzy zamieszkują w naszej kulturze a przyjeżdżąją z innej i nie szanują naszych zwyczajów, to powinni wrócić tam gdzie im kultura bardziej odpowiada czyli stamtąd skąd przyjechali. Kultura jest wypracowywana przez społeczeństwa tysiącami i setkami lat. Mam świadomość tego że Europejczycy zniszczyli kulturę Indian Ameryki Północnej i Południowej, Azji Południowo-Wschodniej, Hawajów, w dużej mierze Afryki, Australii. Przyczynili się też do niekończącego się konfliktu Arabsko-Żydowskiego. A dlaczego? Bo te rejony i kraje były zbyt spolegliwe i nie walczyły wystarczająco mocno o swoją latami wypracowaną kulturę. Ostatnia królowa wysp hawajskich powiedziała że udzieliła zbyt wielkiej gościny najeźdźcom, za bardzo im zaufała, nie zauważyła w porę że się panoszą i wypierają oryginalną kulturę, i to spowodowało jej ostateczny upadek. Europa niby walczy z terroryzmem ale jest za bardzo spolegliwa, a Francuzi są szczególnie spolegliwi. To leży w ich naturze. Są chyba zbyt kulturalni i nieświadomi tego, że tą wysoką kulturą (którą uwielbiam) inni wytrą sobie tyłek bo ona ich w żadnym stopniu nie ujmuje, co najwyżej jest oznaką słabości. Kultura w zderzeniu z gwałtownością ma małe szanse na przetrwanie. Dowodem na to jest również powolne wymieranie Tybetańczyków (aczkolwiek rozumiem że wolą zginąć niż mieć krew na rękach bo taka jest ich ideologia, filozofia i religia - opiera się na nieprzemocy). Kiedyś też byłam bardzo spolegliwa i wydawało mi się że samą dobrocią można wiele zdziałać ale po wielu życiowych doświadczeniach dochodzę do wniosku że czasem trzeba się postawić i również użyć sprytu żeby nie dać się pożreć, lokalnie i globalnie.


Monday, September 14, 2015

NY powtórnie

5 października jadę do NY i BARDZO się z tego cieszę! Wkrótce spotkam się z wszystkimi przyjaciółmi i nowojorskimi czytelnikami mojego bloga. Moja podróż ma związek z moją nową zawodową przygodą, o czym napiszę wkrótce jak nabierze więcej kolorów i zacznie się materializować.

Tymczasem zeszły tydzień spędziłam we Francji, w Audabiac i okolicach. Pojechałam tam po moje rzeczy które zostały w La Bruguiere. Był to fantastyczny tydzień spędzony na spotkaniach z przyjaciółmi, wędrówkami na targ w Uzes i San Quentin oraz głaskaniem kotów Audabiackich (Napoleon doszedł do siebie, sierść mu odrosła i wygląda fantastycznie). Odebrałam też rzeczy Julity z Arles więc odwiedziłam przy okazji Arles - jest to naprawdę piękne miasto kipiące historią i fajną atmosferą. W powrotnej drodze przejechałam przez okolice Dortmundu - siostra Przemka który przewoził moje rzeczy mieszka tam więc wpadliśmy w odwiedziny.

Dzisiaj jadę do Czarnkowa na grzybobranie a potem prosto do Wisełki na kilka dni. Będzie ciepły tydzień więc wykorzystam jeszcze parę dni na rozmowy z Bałtykiem i wchłanianie jodu i innych mikroelementów.

Tymczasem pozdrawiam wszystkich czytelników mojego bloga.

Tuesday, September 01, 2015

Coś z dziedziny medycyny

Pomyślałam sobie że mogę napisać na blogu coś co również zalicza się do podróży i myślę że to ciekawsza podróż niż lot na księżyc.

Właściwie nie chciałabym się w praktykowaniu chińskiej medycyny specjalizować w jakiejś dziedzinie bo interesuje mnie wszystko (chociaż może najmniej pediatria) czyli człowiek: kobieta i mężczyzna. Ale w związku z tym że ginekologia według zachodniej medycyny jest ciężka do strawienia i powoduje że kobiety w kulturze zachodu strasznie się męczą, to myślę że szczególnie będę musiała położyć nacisk w mojej klinice która powstanie kiedyś na kwestie związane z kobietami (i mężczyznami) związane z życiem płciowym i związaną z tym kreatywnością, Pomimo tego że wszyscy cały czas gadają o seksie (żadne pismo dla kobiet nie może obejść się bez jakichś porad z nim związanych; w TV, wiadomo, kipi od seksu) i wydawałoby się że dawno te kwestie przestały być tematem tabu, to jednak myślę że jest tutaj wszechświat do odkrycia.

Dzisiaj mogę przybliżyć kwestie porodu (a potem postaram się napisać o kwestiach przypadłości kobiecych i męskich które komplikują im życie albo nawet powodują że są one nieznośne jak np. PMS czyli zespół napięcia przedmiesiączkowego) bo to jest obszar który chyba najbardziej ze wszystkiego leży odłogiem.

Religia i filozofia panująca od 2,000 lat spowodowała że wbito kobietom do głowy że "w bólu rodzić będą" (i w ogóle że ciało jest "nieczyste" i najlepiej je chłostać i umartwiać żeby doznać objawienia/zbawienia itd). Ale inne filozofie, dużo starsze, twierdziły że poród to piękne i mistyczne przeżycie które z bólem i lękiem nie było w ogóle kojarzone. Ciało jest siedliskiem rozkoszy i świątynią Boga, a zatem należy o nie dobrze dbać i w każdym momencie może nam posłużyć do osiągnięcia duchowego/ mistycznego przeżywania życia na wszelakie sposoby i na wielu płaszczyznach. Wygląda na to że kobiety w różnych zakątkach świata zaczynają zwracać się do tych starych medycznych tradycji i filozofii (Majów, Kahunów z Hawajów, Aborygenów, Buddystów i Daoistów z Azji, Ayurvedy hinduskiej, filozofii Indian obu Ameryk, itd.) i postrzegać poród jako możliwość przeżycia niezwykłego stanu permanentnego orgazmu czyli fal ciepła i energii przepływających przez całe ciało podczas skurczów porodowych. Stan ten nazywa się orgazmem całego ciała (w odróżnieniu od orgazmu genitalnego) i każdy kto odbywa odpowiednie ćwiczenia aby go doznać samemu lub z partnerem wie o co chodzi (o tym będzie w następnym odcinku). Kobiety przygotowują się do tzw. orgazmicznych porodów i rodzą dzieci w pięknej scenerii, w przyrodzie, blisko matki ziemi, w otoczeniu mężów, partnerów i bliskich którzy również niezwykle przeżywają przyjście na świat dziecka. Rodzą bez lęku i bólu. Znalazłam kilka ciekawych filmików na temat takiego porodu. W tym drugim matka mówi że "miłość stworzyła to dziecko i miłość je wyprowadzi na świat" a więc ojciec dziecka jest z nią cały czas podczas porodu i jest to naturalny stan rzeczy. Czułość przyszłych rodziców i ich miłość pokazana na tym filmie jest niezwykła. A więc dziewczyny i chłopaki, jeżeli planujecie jeszcze dzieci to polecam zgłębienie tego tematu bo myślę że jest to podróż niezwykła i niezwykła przygoda. To potwierdza moją teorię że z wszystkiego można zrobić fascynującą podróż, nawet z urodzenia dziecka - przeżyć ją dogłębnie i zapamiętać jako cudowne doświadczenie.

https://www.youtube.com/watch?v=jxB9mnKYr4M

https://www.youtube.com/watch?v=g6P_D55u74U


Sunday, August 30, 2015

Lato w Wisełce

Ten filmik który zrobił Marcin pokazuje chmurę która przeleciała tuż nad ziemią w czasie naszego ostatniego wspólnego pobytu na plaży w Świętoujściu (niedaleko Wisełki). To nasza ulubiona plaża. Nawet w szczycie sezonu urlopowego jest cicha i spokojna i jest na niej mało ludzi - dzieci i psy mogą biegać do woli i mamy wspaniały widok na wydmy, klif i bezkres morza. Tego dnia z jakiegoś powodu chmury były tuż nad ziemią i było to dosyć niesamowite przeżycie być w chmurze, stojąc na ziemi.

Na początku lipca przyjechałam do Wisełki. Wywczasowaliśmy się z psami w rześkim nadbałtyckim klimacie. Po tych nieznośnych upałach na południu Francji było to niezwykle orzeźwiające. Wcześniej nie kąpałam się w Bałtyku bo wydawał mi się za zimny ale teraz wykąpałam się wiele razy. Spędziliśmy fantastycznie czas na naszej działce w moim małym niebieskim domku. Dołączyli do mnie różni znajomi i przyjaciele. Był Marcin z Dorotką i dziećmi, Kasia, Julita z córką, Darek z córkami. Marzenia z Jarkiem, Iwem i psiakami oraz Julią i jej mężem odwiedzili nas na ognisku. Byli też sąsiedzi w odwiedzinach. Dwa tygodnie sierpnia spędziłam też w Poznaniu u Julity i tydzień w Paryżu. Paryż bardzo mi się podobał. Jest inny niż 25 lat temu, kiedy widziałam go po raz pierwszy, ale jest nadał fascynującym miastem o niezwykłej architekturze i klimacie. Na pewno tam jeszcze powrócę, aczkolwiek nie tej jesieni jak planowałam wiosną. Ta jesień będzie pracą nad kolejną przygodą i projektem, o którym doniosę jak już będzie w toku.

Pozdrawiam wszystkich bardzo serdecznie i ściskam.

Saturday, August 29, 2015

Plaża w Wisełce

https://youtu.be/WiaI-XzeYUw

Wkrótce będzie opis. Filmik został nakręcony przez Marcina Chwista. Pozdrawiam wszystkich czytelników bloga.